trudność 2/5
atrakcyjność 3/5
Przełęcz Salmopolska (934 m) – Smerekowiec (853 m) – Wierch Gościejów (806 m) – Trzy Kopce Wiślańskie (810 m) – Pod Trzema Kopcami (749 m) – Brenna lesniczówka (499 m) – Stary Groń (789 m) – Grabowa (907 m) – Przełęcz Salmopolska (934 m)

Wyjazd zaplanowaliśmy kilka dni wcześniej. Zapowiadała się ładna pogoda, więc wybraliśmy dość łatwą trasę odwróconą 😉 Zazwyczaj w górach idzie się z dołu na szczyt i z powrotem. Tym razem schodziliśmy z Przełęczy Salmopolskiej do leśniczówki w Brennej i znowu pod górę do auta. To miała być niezbyt trudna trasa z widokami.
Pierwszy szok przeżyliśmy na parkingu. Dziesiątki aut. Nie ma jak zaparkować. Tłumy przeciskających się ludzi. Maseczki?! Jakie maseczki?! Ogromna ilość dzieci w każdym wieku. Od niemowląt po nastolatki. Kilkadziesiąt psów. Dużych, małych, gładkowłosych, długowłosych. Na szelkach, na obrożach, na kolczatkach.
Jechaliśmy 3 godziny, więc trudno było nam zawrócić do domu. Miało być miło.
Ubrani w plecaki, z psami na pasach, z kijkami w rękach przecisnęliśmy się do szlaku. Żółty prowadzi ostro w dół. Uff, może będzie mniej ludzi. Minęła nas grupa na koniach! OK, to jest jakaś ciekawostka na szlaku. Szczególnie dla puminek. A potem się zaczęło.
Rowerzyści w górę i w dół. Wręcz stada ludzi. Również w górę i w dół. Na szczęście nasze psy nie reagują na ludzi i dzieci. Ale jak ktoś wyciąga rękę, aby bez pytania pogłaskać psa, to lekko mnie podniosło. Czy naprawdę dobrze by się czuła kobieta, jeżeli ktoś ją nagle klepie po pupie? Kobieta, bo to właśnie pani zdecydowała się na taki krok. Mężczyźni nie mieli takich zapędów. Na szczęście zdążyłam odciągnąć Lavendę, ale mogła się przestraszyć i po prostu złapać za rękę. Dzieci tylko krzyczały „ale fajne, ale fajne”. I uogólniając dzieci były najlepsze wśród tego tłumu.
Czarę goryczy przelali u nas właściciele psów. Dobrze, że miałam kijki, którymi odganiałam luzem biegające psy. Schodziliśmy z drogi na bok, ale to i tak niektórym nie przeszkadzało puścić psa na flexi w naszą stronę. Jak ja błogosławiłam kijki, którymi zastawiałam nasze psy. A głupota ludzka była porażająca. „Ale on chciał tylko powąchać.” I nie było ważne, że Lavenda zapieniona, że pies się do niej zbliżył i z zębami na wierzchu wyrażała swoją dezaprobatę. I nie staliśmy na środku szlaku, tylko na poboczu w krzakach. „On chciał tylko powąchać.” No żesz!
Widzieliśmy ciągnącego w naszą stronę wyżła weimarskiego na kolczatce. Naprawdę można pójść w góry z psem w kolczatce? Wręcz uciekaliśmy przed młodą suką berneńskiego psa pasterskiego, którego nie mogli utrzymać we dwójkę starsi państwo. I wiele, wiele innych podobnych przypadków. Nie chcę powiedzieć, że nasze takie święte ;), ale znam ich charakter i wiem, co powinnam zrobić, a czego nie.
Do samochodu doszliśmy wykończeni. Nie tyle fizycznie, co psychicznie. Tłumem, wrzaskiem, psami, głupotą ludzką.
Jeszcze jedna rzecz nas uderzyła. W górach na szlaku panuje zwyczaj pozdrawiania się. To bardzo miłe. Tutaj niestety większość parła do przodu i na nasze „dzień dobry” rzucali tylko dziwne spojrzenia. Widać, że to ludzie, którzy nie chodzą po górach. Po prostu wybrali się na deptak.
Zdarzały się momenty ciszy i spokoju 😉
Sama droga nie była łatwa niby ładny i szeroki szlak, ale mnóstwo kamieni, które osypywały się pod nogami. Czasami były przykryte liśćmi, co utrudniało poruszanie się. Puminki dobrze sobie radziły, ale były miejsca, gdzie też miały problemy. Stawiają małe kroki (w końcu są małe i ważą tylko 10 kg) i zdarzało się, że musiały wydłużać i skracać krok. A wiadomo, jaki to jest wysiłek i jaka koncentracja musi być. Propriocepcja dobrze wyćwiczona 🙂
W drodze na Trzy Kopce Wiślańskie (810 m)
Na Trzech Kopcach Wiślańskich (810 m)
Leśniczówka w Brennej i znowu do góry 😉
Na pewno ładna trasa, ale po prostu niewiele z niej pamiętam. I długo nie pojedziemy w tamte rejony, a biorąc pod uwagę rozkopaną Wisłę, przez którą musieliśmy przejechać i straciliśmy mnóstwo czasu w drodze powrotnej, to na pewno nawet wołami nikt nas tam nie zaciągnie.