Pumikowa ferajna na wakacjach nad morzem

W tym roku postanowiliśmy pojechać na wakacje nad morze. Dawno nie byliśmy na prawdziwych wakacjach, kiedy można robić NIC. Spać do której się chce (z Bąblakami to i tak nierealne, bo wstają po 6), jeść, kiedy się chce (o ile starsza pani, Efcia nie upomina się o jedzenie, a robi to zawsze o tych samych porach 😉 ) i chodzić na powolne spacery (to też odpada, kiedy idzie się z 6 psami). Nooo, prawdziwe wakacje 😀 Na miejsce odpoczynku wybraliśmy Rusinowo. Wybór był całkiem prosty. 🙂 Otworzyłam stronę maps.google, wyświetliłam obraz satelitarny i kliknęłam na domek, z którego nad morze szło się przez las jakieś 500 m. I jeszcze jedna bardzo ważna rzecz. Ten domek nie miał sąsiadów 😉 I tak trafiliśmy na ladnewakacje.pl, czyli Baby Jagi 5. Gorąco, gorąco polecam to miejsce. Piekny domek w pełni wyposażony na dłuuuugie pobyty i dość spory ogródek, a nie jak w przypadku innych miejsc, wielkości chustki do nosa.

13.09
Poranny wyjazd, czyli przed 9. Trochę kilometrów przed nami, ale jedzie się bardzo dobrze. Po kilku przystankach na miejscu byliśmy po 17. Odebranie domku od właściciela i HURRA na plażę! Od lat chciałam jesienią pojechać nad morze. Kocham morskie bałwany 😉

14-20.09 (planowałam opisać każdy dzień, ale wszystkie były podobne 🙂 )
Zaczynamy prawdziwe wakacje 😉 Na pierwszy plan – Ustka i po drodze ZOO w Dolinie Charlotty. Na pokładzie z nami Mały Człowiek w wieku 6 lat, więc to miała być atrakcja dla niego. Okazało się, że to przepiękne miejsce. Mało zwierząt, żadnych lwów czy tygrysów. Za to m.in. lemury, kapibary, pigmejki, surykatki. I żubry. Przepiękne duże zalesione wybiegi. Wchodziliśmy z pewną dozą nieśmiałości, ale wyszliśmy pod ogromnym wrażeniem. Do tego Kraina Bajek z drewnianymi postaciami, gdzie dzieciaki biegają z wypiekami na twarzy. I nie tylko dzieciaki 🙂

A potem Ustka. Ustka jak Ustka, morskie miasteczko pełne turystów w drogich restauracjach. Ale znaleźliśmy … Kulkę. Troszkę dalej od centrum małą knajpkę. Z zewnątrz może niezbyt ciekawie wygląda, bo bez ogromnych szyb, ciemny ogródek z byle jakimi stolikami, ale jedzenie doskonałe. Placki ziemniaczne, placek po węgiersku. Niebo w gębie 🙂 Innego dnia pojechaliśmy do Słupska i przy okazji trafiliśmy do Koty za płoty. Mhmmmmmmm Przepiękny wystrój i naleśniki do wyboru i koloru. Brak słów, aby opisać tę ucztę. Ostatniego dnia pojechaliśmy na obiad do Darłowa. Restauracja przy zamku, Bon-apetit. Papardelle z łososiem, pierś z kurczaka w sosie kurkowym. Po prostu cud, miód i orzeszki 🙂
W trakcie całego pobytu mieliśmy niezwykłe szczęście do nadmorskich restauracji. Może dlatego, że szukaliśmy „normalnych” lokali, a nie budki z rybką. Naszym celem nie było jednak zwiedzanie barów i restauracji. Po prostu przez siedem dni wakacji trudno siedzieć w kuchni i gotować 😉 Naszym celem było jesienne plażowanie.

Plany na wakacje mieliśmy mało ambitne. Chciałam tylko chodzić po plaży, oglądać morskie bałwany i oddychać. Do tego mogłam na miejscu dorzucić deszcz, sztorm i wiatr w oklicach 9-10 Beauforta. To była bajka! Akurat ten najsilniejszy wiatr był w nocy, ale w ciągu dnia też mocno wiało. Może jesteśmy nienormalni, ale nigdy nie pociągało nas słońce i leżenie na plaży. Wolimy chłód od wylegiwania się na gorącym piasku. Pogoda więc nas rozpieszczała. Na początku i na końcu wakacji było ciepło, bezchmurnie. Natomiast środek to było właśnie to, po co przyjechaliśmy nad morze. Podziwiać ten żywioł wody, który przewala się groźnie i pokazuje siłę natury. Ale nawet deszcz i wiatr nie powstrzymał nas od moczenia nóg w morskiej wodzie. I jak wszyscy szukaliśmy bursztynów,a drepcząc codziennie wydreptaliśmy ok. 100 km.

Trochę baliśmy się takiego wyjazdu. Mały domek (2 malusieńkie pokoiki + salonik + kuchnia + łazienka) z przepięknym tarasem zabezpieczonym przed wiatrem. Domek może nie taki mały, ale dla 4 dorosłych osób, 1 dziecka, 6 psów i 1 kota, to maleńka przestrzeń. No cóż, trzeba było myśleć przy rezerwacji 😀 Ale tak jak już pisałam wyżej, domek doskonale przystosowany do wakacji. Wsród ludzi atmosfera fantastyczna, pełna śmiechu. Bałam się reakcji zwierząt. I okazało się, że nasze pumiki są rewelacyjne na takich wyjazdach. Mimo największego w Polsce nagromadzenia pumików na metr kwadratowy żadnych konfliktów. Wszystkie spokojne. Nawet kot przechadzający się między nimi nie robił na wrażenia. Nie mogłam wyjść z podziwu. Dopiero w takich sytuacjach widać jak ważna jest praca nad przyzwyczajeniem psów do różnych sytuacji.

Przed zapakowaniem wszystkich pumików do Urbanka (Nadjeżdża nowe! Witaj piękny Urbanku! | Pumi w drodze) obowiązkowe zdjęcie i filmik na plaży. Ciężko było ustawić od najmłodszych (10 m-cy) do najstarszej (15 lat 4 m-ce). Kręciły się jak wściekłe wrzeciona 😀 Może trzeba by je nauczyć spokojnego siadu? Mam nadzieję, że do przyszłych wakacji uda się zrealizować taki plan.

Javorka, Jevity (siostry, 10 m-cy), Lavenda, Lukrecia (siostry, 7 lat), Cafrinka (12 lat), Ejfel (15 lat)

Na podsumowanie wpisu dodaję jeszcze jeden filmik z wakacji. A może od niego powinnam zacząć? Mogę siedzieć i patrzeć. Podsumowanie całego wyjazdu 🙂

Author: Agnieszka