trudność 4/5
atrakcyjność 3/5
Bystra Śląska (parking przy ulicy Fałata) (468m) – Przełęcz Kołowrót (775m) – Szyndzielnia (1002m) – Klimczok (1117m) – Schronisko PTTK Klimczok (1052m) – Chata na Groniu (661m) – Bystra Krakowska (689m) – Bystra Śląska (468m)

Nadszedł czas wyjścia w wyższe góry aniżeli las koło domu, czy las trochę dalej. Aby ciągle nie jeździć w zachodnią część Polski, wybraliśmy kierunek na wschód od domu, czyli Beskid Śląski. W sam raz na krótką podróż. Szyndzielnia i Klimczok. Kiedyś tam byłam 😉 więc wybrałam taką trasę. Oj, to chyba nie był dobry pomysł, jak na wyjście po raz pierwszy po zimie, ale cóż człowiek uczy się na błędach 😉 Szkoda, że nie cudzych 😉
Wyruszyliśmy z parkingu przy ulicy Fałata w Bystrej Śląskiej. Najpierw uliczką do końca asfaltu, a potem w górę. Na początku droga była przyjemna, szeroka. Potem niestety (jak to w górach) zaczęła być bardziej spionizowana. Duszno, upał, wilgoć spowodowana deszczem. Miejscami wpadałam w zadyszkę. Niestety zapomniałam kijków, ale dzielne Lavenda i Lukrecją zasuwały do przodu. Teraz pierwszą rzeczą będzie przygotowanie kijków. Przez Przełęcz Koło wrót doczłapaliśmy na Szyndzielnię. Oczywiście humory dopisywały i niektórzy łapali energię w różnych dziwnych pozach. Na samym szczycie schronisko i WSPANIAŁA szarlotka. Nie przepadam za tym ciastem, ale ciepła, pachnąca i słodka była doskonałą nagrodą po trudach marszu.
Odpoczynek, przekąska, woda dla psów i dalej w górę na Klimczok. Oj, przydałyby się kijki. Tym bardziej, że tym razem wzięłam aparat fotograficzny, który wcale do lekkich nie należy.
Kiedy byliśmy już poda samym szczytem, usłyszeliśmy grzmot. Żadne zmęczenie już nie było ważne. Teraz najważniejszą myślą było jak najszybszej zejście w dół. Klimczok to prawie bezdrzewna polana. Szybkie zdjęcie dziewczynom i szybki marsz. Wręcz z „podziwem” patrzyłam na ludzi, którzy wdrapywali się od strony schroniska w trampkach czy innych podobnych butach. Burza? Jaka burza? Jestem dzielny. Chmury zaczęły ciemnieć i grzmoty przybierały na sile. Może panikowałam, ale narażanie swojego życia jakoś nie bardzo mi pasowało.
A potem w dół i w dół. Droga nie należała do łatwych z powodu ogromnej ilości kamieni. Tutaj obowiązkowo pies musiał iść przy nodze, albo na krótkiej smyczy blisko nogi. Chwila nieuwagi i można było skręcić nogę lub paść na twarz.
Zrobiliśmy „kółeczko”. Trasa nie była aż tak bardzo wymagająca, gdyby nie ten brak kijków. I może też to, że po zimie to lepiej troszkę dłużej pochodzić po mniej stromym terenie 😉
Na pewno jeszcze pojedziemy w Beskid Śląski. Jest tam tyle pięknych miejsc.
Tym razem umieściłam trasę w tych powyżej 15 km, ponieważ GPS w zegarku pokazał, że przeszliśmy prawie 17 km. I bądź tu człowieku mądry 😉